Smak Lwowa

Nie od dziś wiadomo, że lwowskie restauracje i knajpki to jedne z najbardziej pomysłowo i z rozmachem stworzonych miejsc w naszej części Europy na tak stosunkowo niewielkim terenie. Co więcej, to nie tylko “emotional restaurants” ale także to miejsca, w których można naprawdę dobrze i smacznie zjeść. Część z tych miejsc warzy swoje własne piwo, część oferuje autorskie potrawy, o których człowiek marzy przed przyjazdem i których smak pozostaje w pamięci jeszcze wiele miesięcy po powrocie. To, co zaskoczyło mnie podczas mojej drugiej wizyty we wspaniałym Lwowie, to zaskakująco duża ilość lokali z ramenem. A jeden lepszy do drugiego.

Jednak bazowymi smakami lwowa są specjalności natywnych kuchni tego regionu – ukraińskiej, ormiańskiej i – co dla niektórych może być zaskoczeniem – gruzińskiej. Czyli najlepszego połączenia z możliwych. Podczas kolejnej wizyty odkryłem nowe lokale poza ścisłym centrum i zupełnie nowe smaki, których nie pamiętam z wcześniejszej bytności we Lwowie.

 

RED MONKEY

Tego miejsca z pewnością nie znajdziecie w treściach innych blogów podrózniczych. Jak wiecie ja wolę gubić się w uliczkach miast które odwiedzam i znajdować perełki .Tak stało się tym razem. Red Monkey to mała knajpka na 3, może 4 stoliki, to może nawet rodzaj bistro, gdzie za kuchnią stoi i jednocześnie obsługuje jedna osoba. Nie przeszkadza jej to tworzyć bardzo smacznych i sycących potraw Menu tutaj jest proste. Sześć ramenów w tej samej cenie – 100 chrywien (15 zł) a jesli masz ochote to są również dodatki w postaci pierożków gyoza. Krótko, smacznie i konkretnie. Idealne miejsce do rozpoczęcia każdej turystycznej lub kulinarnej wędrówki po Lwowie. Jest tu i Tonkotsu i Miso ramen, są rameny na bazie wywaru wołowego lub drobiowego. Przygotowywane na świeżo, zawsze szybko podane. Bez dorabiania ideologii i filozofii – po prostu smacznie. Rameny o podobnym rozmiarze, smaku i jakości w Polsce to koszts minimum 35 zł, dlatego jeśli macie po drodze z miejsca zamieszkania we Lwowie róbcie to co ja – rozpoczynajcie swój dzień od ramenu w Red Monkey.

 

KUMPEL

Jest takie miejsce, do którego wracam za każdym razem i odwiedzam niemal każdego dnia, gdy jestem na ukraińskiej, lwowskiej ziemi. To Kumpel na placu celnym (Mytny) niedaleko ulicy podwalnej przy murach obronnych miasta. Kumpel to jedna z tych restauracji, która definiuje smak całego Lwowa, ponieważ oferuje tradycyjną kuchnię galicyjską. Przygotowują potrawy na niej oparte nie tylko używając odpowiednich produktów ale także przygotowując ją tak, jak przed latami. Co więcej – w samym środku lokalu mieści się mini browar, w którym każdego dnia fachowcy z Kumpla warzą własne piwa. Jasne, ciemne, lagery i inne. Możesz tu zamówić małe kufelki degustacyjne by sprawdzić, który smak Ci najbardziej odpowiada, a potem zamówić już duże piwo.

Lubię tu zjeść fenomenalne i charakterystyczne dla kuchni ukraińskiej salo (lekko wędzona, krojona w cieniutkie plastry słoninka podawana z cebulką, czosnkiem i papryczką chilli). W kumplu podają ją dodatkowo z chlebkiem i sosami w ilości, która zaspokoi głód nawet dużego głodnego drwala.

Warto tu również spróbować świńskich uszu podawanych na zimno lub na ciepło. Są one pocięte w paski i podawane z lekko pikantnym sosem. Jako przystawka do ich autorskiego piwa wręcz idealna.

W sumie każda pozycja z menu jest warta polecenia ale na koniec zostawiam fenomenalne żeberka. Większość z turystów idzie na żeberka do Rebernii. Nie ma w tym nic złego, niestety podawane tam żeberka mają bardzo mało mięsa. Tutaj jest odwrotnie. Porcja jest uczciwa ale niestety cena dwa razy wyższa (około 50 zł).

Gdy byłem w kumplu poprzednim razem zapamiętałem bardzo niskie, atrakcyjne i przyjemne ceny i menu w języku polskim. Podczas drugiej wizyty z cen i polskiego menu pozostało tylko wspomnienie. Trochę szkoda. Dobrze, że chociaż potrawy pozostały tak samo smaczne.

 

CABINET

Rzut beretem od Kumpla po drodze w kierunku rynku znajdziecie niepozorną kawiarnię, której wystrój i klimat sprawiają, że wracałem tam wielokrotnie po ciężkim, spacerowym dniu w drodze na spoczynek. Cabinet to kawiarnia – cukiernia, której wystrój stanowi ciemne drewno i półki z książkami a całość skąpana jest w delikatnym subtelnym oświetleniu. Dodajmy wiszące pod sufitem duże klatki, śpiew kanarków i leniwie sączącą się muzykę fortepianowo – smyczkową, która gra znane przeboje w zaskakujących aranżacjach i zrozumiecie dlaczego choć raz trzeba to miejsce odwiedzić. Nie jestem fanem słodkości dlatego skupiłem się tutaj na napitkach i ze wszystkich dostępnych polecam kakao. Co ciekawe, można je zamówić w wielu lwowskich kulinarnych miejscach, podczas gdy w Polsce nie przypominam sobie by wspaniałe aromatyczne kakao można było zamówić gdziekolwiek, gdzie byłem. Miła odmiana.

 

 

BACZEWSKI

To miejsce wręcz legendarne. Powiedzieć o tym, że jest u nich smacznie, to nic nie powiedzieć. Znakomity żurek, genialne salo, kaczka czy królik przygotowane idealnie, delikatne steki czy w końcu słodkości dopracowane w każdym detalu. W tym roku próbowałem również kurzych szyjek faszerowanych kurzymi sercami. Smak wart zapamiętania. No i te wnętrza. Oranżeria, śpiewające papugi, muzyka na żywo… Od rana do 11 u Baczewskich można zjeść śmiesznie tanie śniadania, które stały się wręcz legendarne i które Wam polecam, ale warto też wybrać się na pełnowartościowy obiad. No i ta obsługa. Dojrzali, pełni taktu i klasy kelnerzy, mówiący lub chociaż rozumiejący po polsku dopełniają wrażenia specjalnej wyjątkowości tego miejsca. Pamiętajcie jednak, żeby zarezerwować stolik, szczególnie w okolicach weekendu. To bardzo popularna restauracja i najczęściej po prostu nie ma wolnych miejsc. A uwierzcie mi, wolicie żeby dla Was miejsce u Baczewskich się znalazło. W przeciwnym razie wizyta we Lwowie będzie zdecydowanie karygodnie niepełna.

 

ZORIEPAD

Malutka, przeurocza knajpka bo nawet nei restauracja gdzie gotuje i podaje mówiący po polsku Pan, który najwyraźniej kocha to, co robi a ilość i jakość posiłków które podaje są ogromne, na duży głód i nie do przejedzenia. Spójrzcie na zdjęcia. Placki ziemniaczane ze śmietaną, czy sało to mistrzostwo świata nie do przejedzenia przez jedną osobę. Ale patelnia ziemniaczków zapiekanych z grzybkami i innymi smakołykami przebija wszystko, co zjecie we Lwowie. To taka prawdziwa, domowa, babcina kuchnia. Uczciwe gotowanie. A jeśli uśmiechniecie się do Pana właściciela opowie Wam o historii tego miejsca, wyjaśni czym różnią się wareniki czyli pierogi ruskie od rosyjskich. Do posiłku koniecznie zamówcie kwas chlebowy zamiast piwa. Jest on orzeźwiający, bezalkoholowy i po prostu smaczny. Jak wszystko w tym miejscu. Menu jest wyłącznie w jezyku ukraińskim, ale nie martwcie się tym. Po prostu zapytajcie właściciela co jest czym albo czy ma to, na co macie ochotę. Zapewne będzie miał 🙂 Co najciekawsze – Zoriepad mieści się tuż za budynkiem lwowskiej opery. W poblilżu znajdziecie budy z kurczakami pieczonymi czy gotowanymi rakami. Zoriepad znajdziecie za nimi, wciąż w centalnym miejscu Lwowa, ale odrobinę poza nim.
Jeśli po wizycie w Zoriepad planujecie iść jeść dalej mam złą wiadomość – posiłek w tym miejscu zapewnia kalorię na cały intensywny dzień. Dlatego po wizycie tutaj zaplanujcie długi spacer, na przykład zwiedzanie budynku opery, prospektu swobody, niedalekiego pchlego targu, czy ulicy Szewczenki. Gdziekolwiek się wybierzecie, będziecie zadowoleni

 

 

TANTE SOPHIE

Przy ulicy Drukarskiej, czyli jednej z odnóg lwowskiego Rynku, znajdziecie odrobinę Francji w samym sercu Lwowa. Jakimś cudem pominąłęm to miejsce poczas pierwszej wizyty, tym razem nie pozwoliłem sobie już na takie przeoczenie. Co można zamówić w Tante Sophie? Cóż, zupę cebulową, ślimaki w wielu odsłonach, na przykłąd z wybranymi sosami czy świeżą bagietkę z rzeczonymi już ślimakami, świeżą sałatą i innymi dodatkami. Do wyboru jest też kilka słodkości, spośród których ja wybrałem tartę, która okazała się smaczna, lecz malutka jak gdyby przyszła prosto z szuflandii.
Nigdy wcześniej nie próbowałem ślimaków, był zatem najwyższy czas by nadrobić ten stan rzeczy. Zamówiłem takie bez skorupek, za to w sosie z sera pleśniowego. Nigdy nie przepadałem za wszystkim co francuskie i po wizycie i smakach zaserwowanych w Tante Sophie ta sytuacja nie ulegnie zmianie. Warto jednak próbować nowych rzeczy, żeby móc wyrobić sobie opinię i zyskać nowy smakowy i kulinarny punkt odniesienia. Menu tutaj nie jest dostępne w języku polskim i jest dośc obszerne. Ceny są tu nieco wyższe, niż w innych miejscach, ale da się przeżyć. Jest to miejsce, które można potraktować w ramach ciekawostki, bo jakoś specjalnie sie tu nie najecie. Jeśli jesteście ciekawi jak może smakować prowansalska kuchnia, można po drodze wpaść.

 

 

CHINKALNIA I INNE GRUZIŃSKIE MIEJSCA

Kuchnia gruzińska jest silnie reprezentowana we Lwowie i nie jest to przypadek ponieważ historia sprawiła, że jest to jedna z narodowych kuchni Ukrainy a więc i również Lwowa. A miłość gruzinów do jedzenia sprawiła, że jest to jednocześnie jedna z najsmaczniejszych kuchni. Dlatego będąc we Lwowie nie można nie spróbować gruzińskich przysmaków. Najtaniej, choć i tak drożej niż kilka lat temu, zjecie w Chinkalni kilka kroków od lwowskiego rynku. Zamówicie tutaj wszystko co najlepsze. Chaczapuri, chinkali, gruzińskie zupy czy od niedawna również żeberka na styl gruziński. Prawie tak dobre jak w kumplu i zdecydowanie lepsze niż w Rebernii. Prócz sytych potraw uwagę przykuwa również uprzejmość i życzliwość obsługi. Przystojni kelnerzy wiedzą co robić, by goście chcieli wracać. Przykładowo jeden z kelnerów twierdził że pamięta mnie z poprzednich wizyt we Lwowie. Jestem pewien, że kłamał, ale i tak było to urocze i miłe 🙂 Nie zapomnijcie odwiedzić Chinkalni ale także innych miejsc z gruzińską kuchnią. Znajdziecie je wszędzie tam, gdzie przy fladze ukraińskiej powiewa flaga gruzińska. A jeśli nie chcecie iść do restauracji to przy ulicy Piekarskiej znajdziecie gruzińską piekarnię, gdzie chinkali dostaniecie zamrożone i przygotujecie je sobie na gotowo w domu, a chaczapuri adżarskie dostaniecie wprost do ręki w formie fast foodu. Coś wspaniałego. Polecam z całą stanowczością wszystkim, którzy jeszcze nie mieli okazji kuchni gruzińskiej próbować. Tych, którzy już raz jej próbowali przekonywać nie muszę.

 

 

BUKIET WINA

Jak wiecie, podróżuję głównie w poszukiwaniu nowych, ciekawych smaków winnych. Nie obiecywałem sobie zbyt wiele po wizycie na ukrainie, wydawało mi się, że nie jest ona zbyt obfita w dobrej jakości wino. Otóż nie mogłem się bardziej pomylić. W samym centrum Lwowa, kilka metrów od rynku znajdziecie wspaniałe miejsce, w którym możecie zamawiać wino na kieliszki. Wino niemal tylko ukraińskie, najczęściej z okolic Odessy. O rany, jak dawno nie piłem aż tak dobrych i smacznych win.
Tu nie ma wysokich cen. Jeden kieliszek kosztuje 20, 25 lub 30 chrywien za 100 ml (3, 3,50, lub 4 zł) czyli tyle co nic za tak wyśmienite smaki. A kilka lat temu było jeszcze taniej. To niesamowite, bardzo familiarne miejsce. Wchodzisz i jesteś w zupełnie innym świecie, pełnym życzliwych, uśmiechniętych ludzi, z których (jakżeby inaczej) każdy mówi po polsku, zatem z komunikacją nie ma najmniejszych problemów. Cudowna właścicielka, Galina, doradzi wam wino najbardziej odpowiadające Waszemu doświadczeniu z winem i waszemu smakowi, a gdy zaczniecie rozmawiać dowiecie się dużo ciekawych faktów zarówno o samym Lwowie jak i powiązaniach Galiny z Polską, Polakami oraz o tym, z jakiego powodu ona i jej bliscy tak znakomicie mówią w naszym języku. Przychodząc tam codziennie prawdopodobnie poznacie również przyjaciół tego miejsca, którzy tworzą jedną, wielką kochającą się rodzinę. Muszę przyznać że Bukiet Wina był we Lwowie moim domem z dala od domu. Za tymi ludźmi i tymi wspaniałymi winami będę tęsknił bardzo długo.

 

 

PIĄTY LOCH

Fascynujące miejsce przy samym rynku zlokalizowane w podziemiach i stworzone na wzór i podobieństwo prawdziwej średniowiecznej gospody. Czego tam nie ma ! Jest tron z opuszczaną koroną, jest miecz, który należy wyciągnąć ze skały zgodnie z legendą, są wiszące udźce nad barem, z którym znajdziecie fronty beczek z napitkami, są w końcu kelnerzy chodzący w strojach mnichów i urocze kelnerki w strojach z epoki, spośród których urodą absolutnie powala na kolana pani Wlada. Jeśli będziecie mieli przyjemność byc pod jej opieką, możecie czuć się prawdziwymi szczęściarzami.

Zamówicie tu mnichowe piwo, jak również piwo pikantne w kufelkach wprost z epoki, znajdziecie świece na stołach i pod sufitem a także okna z motywami witrażowymi. Zamówicie szaszłyki piekące się w garncu wprost na stole, lub kurze serca w pikantnym sosie z granatów. Oczywiście jest również wiele innych potraw, z których, możecie mieć pewność, każda będzie Wam smakowała. Tak jak piwo, które jest chłodne, orzeźwiające i zacne.

A jeśli znajdziecie pięć smoków ukrytych w zakamarkach tego wybitnie klimatycznego lokalu dostaniecie od obsługi habit mnicha, dzięki któremu przeniesiecie się setki lat wstecz, wpasowując się stuprocentowo w klimat restauracji.

 

 

REBERNIA

Do niedawna miejsce kultowe z bardzo tanimi żeberkami podawanymi w dość spektakularnej oprawie, pod muzeum arsenału wprost w murach wałów obronnych przy ulicy Podwalnej we Lwowie. Niestety od zawsze podawane tam żeberka miały i mają więcej kości niż mięsa, a ich cena ostatnio urosła do prawie 30 zł. To dużo za produkt, na którym mięsa jest tyle, ze ledwo uzbierałoby się na średniego kebaba. Do żeberek możesz zamówić piwo z browaru „Prawda”, które również do najtańszych w tym lokalu nie należy. Tutaj płacisz raczej za klimat i legendę, która wciąż ciągnie się za tym lokalem, niż za prawdziwą, smaczną, sytą ucztę. Jeśli masz ciśnienie i zaliczasz miejscówki, możesz tu wpaść przekonać się, czy warto płacić za coś, co nie zapokaja nawet małego głodu. Jeśli nie – spokojnie i bez wyrzutów sumienia możesz sobie ten lokal podarować.

 

Tak właściwie we Lwowie każda restauracja, pub, czy kawiarnia ma coś ciekawego do zaproponowania, dlatego nie bójcie się szukać swoich dróg w tym pięknym mieście. Co wiecej, jest to miasto, po którym jedzenie samo chodzi po ulicy. Nie wierzycie? Zobaczcie:

smaki lwowa harrold blog

KATEGORIE: PaństwaEuropaLwówMiastasmaki świataUkraina
TAGI: podróżowaniesmakwinozapach